Example of Section Blog layout (FAQ section)
Prasówka | Mirosław Iwanowski (były piłkarz Izolatora Boguchwała): mogłem zajść wyżej
Rozmowa z Mirosławem Iwanowskim, były piłkarzem, kapitanem Izolatora Boguchwała, który w nowej rundzie będzie grał w Wisłoku Wiśniowa.
- Ile lat spędził pan w Izolatorze?
- Z krótkimi przerwami – piętnaście.
- Szmat czasu. Nie żal odchodzić?
- Historia zatoczyła koło. Wróciłem do macierzystego Wisłoka Wiśniowa. Trochę szkoda, bo nie czułem się słabszy od pozostałych chłopaków i gdyby trener Opaliński na mnie stawiał, nie zawiódłbym go. Cóż, każdy etap kiedyś się kończy. Widocznie przyszła pora, by ustąpić miejsca młodszym.
- Ma pan pretensje do trenera?
- Nie mam. On jest szefem i ma prawo wystawiać do gry, kogo zechce. Sam podjąłem decyzję o odejściu z klubu, usunięciu się w cień. Izolator na zawsze pozostanie w moim sercu. Jak się zrobi cieplej to pewnie zorganizujemy jakiś pożegnalny mecz i małą imprezę.
- Straszny z pana dyplomata. Nie wierzę, że tak łatwo wywiesił pan białą flagę i przestał walczyć o miejsce w składzie.
- A ja nie mam pewności, że gdybym został i walczył, to miałbym szansę na grę. Poza tym właśnie przenieśliśmy się z rodziną do Wiśniowej. Tam też jest fajny klimat dla piłki, kilku zawodników z ligową przeszłością, ambitny trener (Krzysztof Podlasek – red.).
- Tylko, że Wisłok gra w „okręgówce”, a Izolator jest mistrzem półmetka III ligi.
- Fakt, przyjemnie byłoby poczuć smak drugiej ligi. Ale jeśli chłopaki awansują, też będę miał satysfakcję. W końcu małą cegiełkę do sukcesu drużyny dołożyłem.
- Najprzyjemniejsza chwila w Izolatorze to?
- Każdy awans. Nawet ten z piątej do czwartej ligi. Nigdy nie zapomnę też baraży o II ligę z Nidą Pińczów. W rewanżu wbiłem dwa gole, ale ostatecznie na nic się one zdały. Zaprzepaściliśmy wtedy wielką szansę.
- Na boisku zawsze walczył pan do upadłego, trzymał zespół twardą ręką. Dzisiejsze pokolenie piłkarzy jest inne – kruche, nieodporne na stres. Z czego to wynika?
- Przychodziłem do Izolatora w wieku 19 lat i otrzymałem tam niezłą szkołę. Trenerem był Ryszard Kuźma, w drużynie rządzili Robert Kruczek, Robert Gnida, Jarek Kocot, Grzesiek Nierojewski, Grzesiek Kadłubkiewicz. Dziś nie wiadomo, jak młodemu zwrócić uwagę. Jednego mocniejsze słowo postawi do pionu, drugi zamknie się w sobie i usztywni.
- Wie pan, co o panu mówią?
- Słucham.
- Że gdyby poświęcił się pan futbolowi, a nie oddawał drobnym przyjemnościom, spokojnie grałby pan na zapleczu ekstraklasy.
- Gdybym w odpowiednim momencie trafił na kogoś, kto podpowiedziałby mi, co robić, a czego unikać, pewnie osiągnąłbym więcej. Ale wyszło jak wyszło. Z perspektywy czasu też uważam, że nie wykorzystałem swojego potencjału.
Tomasz Szeliga
Źródła: GC Nowiny, 2011-02-27